Po co dekoracje na święta?
Let it snow, let it snow, let it snow... Taką atmosfrą przesiąknięty zostaje cały
świat, oczekując na zimowe święta. Wszędzie panuje radość, zabawa i szczęście.
Każdy uwielbia ten cudowny okres, podczas którego mamy okazję wymienić się
prezentami, zebrać całą rodzinę przy jednym stole, podzielić się wrażeniami i
cieszyć się sobą nawzajem.
Piękna rzecz, prawda? Ale to już później, najpierw musimy wszystko
przygotować. Kutia, pierogi z kapustą (i grzybami oczywiście), śledzie,
pasztety, karp pieczony, makowiec, jakieś ciasteczka i pierniki – to jest
zwykła lista dań na Boże Narodzenie. Idziemy do sklepu, nic takiego nie
kupujemy poza jedzeniem świątecznym i jakimś cudem kasjerka mówi, że musimy
wydać 500 zł. Not bad. Wtedy na kilka dni przenosimy się do kuchni i cały czas
gotujemy. Staramy się bardzo, prosimy bliskich posprzątać dom, bo sterta kurzu
pod łóżkiem jest już nie do wytrzymania. Moja mama zawsze wtedy mówiła, że cała
rodzina wraz ze znajomi muszi widzieć, że wszystko błyszczy i lśni, inaczej –
wszystko jest idealne (idealnie wylizane).
Jednak mało przygotować jedzenie i uporządkować dom, oczywiście chcemy
ładnie wyglądać. Przecież wtedy każdy nas pochwali i będziemy pewni, że
jesteśmy najlepsi. Idziemy w tłum do galerii, żeby wybrać pasujące ubrania.
Jasne, że bez walki z klientką sklepu o sukienkę się nie obejdzie – to już
tradycja. Po zwycięstwie w ciężkim boju lecimy do fryzjera, aby przystrzyc wszystko, co wyrosło w ciągu pandemii.
Chwilę później siadamy do stolika manicurzystki i zapominamy o wszystkim. Świetny
rodzaj terapii. Dbając o siebie, zawsze czujemy się dobrze. Jednak mamy ogromne
szczęście, jak zdążyliśmy przed samymi świętami. Zwykle zapisać się na wizytę
jest bardzo ciężko. Niektórzy robią to nawet za półtora miesiąca.
Żadne Boże Narodzenie nie obchodzi się bez świątecznych paznokci. Dla
każdej kobiety ta radość musi być wszędzie, nawet na płytkach. Bombki, lampki,
aniołki, jelenie, śnieżynki, choinki – i to wszystko musi lśnić. Dla
manicurzystek atmosfera świąteczna zaczyna się jeszcze na początku listopada.
Jak idą do domu po pracy, to zostawiają ślad z brokatu.
Zastanawiam się nad jednym: po co robić specyficzny manicure na miesiąc,
jak święta trwają zaledwie kilka dni? Jedyną w miarę logiczną dla mnie
odpowiedzią jest to, że ludziom brakuje tego ducha, przecież on sam z siebie
nie przyjedzie. To dotyczy wszystkiego: wcześniejszego pojawienia się towarów
świątecznych na półkach sklepowych, różnorodnych promocji i rabatów,
dekorowania każdej ulicy i uliczki w mieście, grania kolęd. Chcemy tego
szczęścia jak najwięcej, widzieć radość bliskich, kiedy darujemy prezenty, iść
po ciężkiej pracy, patrząc na światełka i ozdoby, a nie na szare budynki.
Mając ładne ubranie, makijaż, fryzurę i manicure, z Kopciuszka zamieniamy
się w królewnę. I to jest moim zdaniem piękne. Może te długie przygotowania do
Bożego Narodzenia i Nowego Roku nie są aż tak racjonalne, ale pozwalają zachować
magię Świąt odrobinę dłużej. Jestem za takim rozwiązaniem.
Komentarze
Prześlij komentarz